Z miłości do czarnej
Jest godzina siódma rano. Chcesz kawy. Pragniesz jej. Wchodzisz do kawiarni. Wita cię uśmiech na twarzy obsługi. „Mała czy grande latte?”, pyta baristka. Oczywiście – ta największa. Zamawiasz, zamieniasz jeszcze kilka miłych słów z baristką, a następnie rozsiadasz się wygodnie na kanapie. Słyszysz swoje imię – twoja kawa jest już gotowa. Odbierasz ją, wracasz do stolika i zaczynasz pić. I czujesz w żołądku, że mógłbyś tak ją pić bez końca. Jest pyszna, aromatyczna. Nogi same zrywają się do wyjścia, bo trzeba w końcu dotrzeć do pracy, ale ty jeszcze siedzisz i smakujesz. Nie możesz się oderwać. Nie możesz stąd wyjść. Nie, nie chcesz!